Zlecenie prowadzenia bloga kancelarii prawnej podmiotowi zewnętrznemu? Nie! Czyli krótko o tym dlaczego warto samemu prowadzić bloga
Prowadzenie strony kancelarii prawnej czy bloga prawniczego jest zadaniem, które wymaga wiele poświęcenia i zaangażowania dodatkowego czasu, którego jak doskonale wiemy – prawnicy często nie mają.
W tym wpisie trochę na przekór potraktuję o tym dlaczego prowadzenie bloga kancelarii prawnej przez właściciela bądź długoletnich pracowników kancelarii jest najlepszym z możliwych rozwiązań. Zanim przejdę do tematu, naturalnie zgodnie z zamierzeniem niniejszej strony zachęcam do skorzystania z moich usług, ale jedynie w sytuacji gdy poniżej opisany model nie będzie możliwy do zastosowania w Waszym przypadku.
Dlaczego warto samemu prowadzić bloga kancelarii bądź współprowadzić go z innymi członkami zespołu kancelarii, które tworzą serce naszej organizacji prawnej?
Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta. Od wielu lat tworzę teksty na strony kancelarii prawnych, consultingowych, na potrzeby blogów prawniczych etc. Zauważam wiele kwestii, które wpływają na atrakcyjność takich opracowań, kwestie te w oczywisty sposób wraz z zdobywaniem doświadczenia rozwijałem, część dalej rozwijam, natomiast o jednej z nich pragnę Wam dzisiaj powiedzieć. Nic nie działa tak dobrze na poszukującego odpowiedzi i będącego w problemie czytelnika jak autentycznie rozwiązane sprawy, z którymi utożsamia się nasz „internetowy poszukiwacz”. Często proszę podmioty, dla których tworzę treści prawnicze o dostarczenie mi informacji (oczywiście nie zawierających danych newralgicznych, osobowych, kwotowych bądź innych, które mogą naprowadzić czytelnika na to, o kim mowa), które to pomagają mi w pisaniu historii kancelarii. Tak – pisanie o codziennych sprawach kancelarii. Wskazując na „codzienne sprawy”, mam tu na myśli te sprawy bardziej frapujące, nazwijmy je „występujące cyklicznie bądź incydentalnie”, ale traktujące o ciekawym społecznie problemie. Większość działalności gospodarczych, które zwracają się do mnie o przedstawienie oferty na świadczenie usługi tworzenia tekstów prawniczych, w jednych z pierwszych wiadomości określa hasła kluczowe, którymi „żyje internet” – chodzi tu o wszechobecny kult tematyki postępowań egzekucyjnych, rozwodowych, problemów związanych z dziedziczeniem, prawami rodzicielskimi oraz wszelkiej maści tematy z pogranicza sporów sąsiedzkich. Tak – to doskonałe hasła, które przy odpowiednim zaprezentowaniu wywołają ruch na naszej stronie internetowej. Jest on potrzebny – to prawda, nie walczę z tym – przecież moja praca właśnie na tym polega. Ale prawda jest też taka, że można pisać o innych kwestiach, które skupią na naszej stronie ten odsetek czytelników, którzy po przeczytaniu naszego bloga, wrócą na niego. Prawdopodobnie w ciągu najbliższych tygodni wpiszą ponownie w przeglądarkę Google kolejne hasło bądź problem prawniczy – praktycznie każdy to robi. To przyzwyczajenie jest tak silne jak silne jest nasze przywiązanie do nieśmiertelnego zapytania w Google odnośnie kwestii zdrowotnych zanim skonsultujemy to z osobą, która faktycznie się na tym zna. Cóż… „lekarz Google” najczęściej jest tym pierwszym doradcą. Czasem jest to dobre, czasem bywa bardzo złe – jak w życiu. Wracając – nasz czytelnik po wpisaniu problemu trafia kolejny raz na… naszą stronę. I kolejny raz otrzymuje wyczerpującą odpowiedź (oczywiście na możliwości bloga bądź strony internetowej, które nie wchodzą w interakcję i nie mają opcji pytania-odpowiedź w czasie rzeczywistym – tak wiem, są komentarze i odpowiedzi ale doskonale wiecie, że nie o to mi chodzi). W tym momencie adres Waszej strony internetowej przestaje być „kolejnym z” w szeregu otwartych zakładek, tylko rozpoczyna się proces, który jest najważniejszy w tym co robię. Zaczyna się budowanie pozytywnego wizerunku Twojej witryny w internecie. Nasz czytelnik zna już naszą stronę i chętnie sam na nią wchodzi. Wasza strona staje się źródłem wiedzy dla czytelnika. Co dzieje się dalej? Czytelnik powraca ponownie za jakiś czas z zupełnie innym problemem. Szuka. Brak odpowiedzi. Jak myślisz? Czy znając kancelarie prawne bądź mając konkretną zaufaną traciłby czas i cały czas na własną rękę szukał w internecie niepewnych informacji? Zapewne tak, jest spora grupa takich osób, ale ona nie jest naszą grupą docelową – dlaczego? Wytłumaczę to w dalszej części wpisu. Zatem nasz czytelnik nie ma konkretnej kancelarii prawnej, która pomaga mu w problemach. Jak myślisz? Pomyśli o jakiejkolwiek innej kancelarii czy w głowie zaświeci mu się myśl, że przecież tyle raz czytałem na konkretnej stronie fachowe porady, orzecznictwo, z którego wynika, że dany prawnik zna się na tym co robi. Dlaczego nie napisać bądź zadzwonić o tej kancelarii i wstępnie wybadać usługę pomocy prawnej w problemie, który go trapi. Tak właśnie zaczyna się proces zarabiania przez pozyskanego za pomocą bloga klienta. Klient w każdej branży jest najważniejszy. Musimy o tym wiedzieć i należycie o niego dbać. Czytelnik, który dzisiaj czyta Wasz wpis, jutro może okazać się Waszym klientem. Są oczywiście osoby, które nigdy nie skorzystają z pomocy prawnej i będą starać się działać na własną rękę – o tych właśnie osobach pisałem wcześniej. Osoby te wygenerują nam ruch – również pomogą, jednakże głównym naszym celem jest zbudowanie zaufania czytelnika, przekazywanie mu wiarygodnych informacji i na samym końcu bezpośrednia pomoc prawna świadczona na rzecz naszego czytelnika, co w oczywisty sposób przekłada się na wyniki finansowe kancelarii prawnej – a przecież jakby uroczo o tym nie pisać – właśnie po to to wszystko robimy.
Zachęcam do samodzielnego prowadzenia bloga bądź strony internetowej. Najlepszy nawet copywriter czy ghostwriter nie da Wam tyle, co przelane na monitor Wasze własne spostrzeżenia, zaangażowanie i fachowość jaką cechujcie się w codziennej pracy. Jestem realistą – nawet chłodnym realistą. Wiem, że czasem po prostu nie ma na to czasu. Czasem też zwyczajnie nie ma na to chęci. W takich sytuacjach (i innych) pojawiam się ja.